Główny Szlak Beskidzki
W HOŁDZIE ROTMISTRZOWI PILECKIEMU
21 sierpnia, Ustroń, ciepły, letni poranek, rozpoczynam wędrówkę Czerwonym Szlakiem Beskidzkim. Optymizm i radość rozpiera moje serce. Myśli krążą po głowie, rozum każe wątpić, a serce jest pełne nadziei i każe iść, wręcz biec przed siebie, przemierzać kilometr za kilometrem.
Mam
cel, uczczenie wspaniałej osobowości - Rotmistrza Witolda Pileckiego,
człowieka, dla którego wolna Polska była najważniejsza. Oddał za nią
najcenniejszy dar – życie, ale zyskał znacznie więcej, zyskał pamięć
potomnych. Swoim marszem złożyłem mu hołd, chcę, by pamiętano, gdyż
ludzie, którzy żyją w naszych sercach, nigdy nie umierają.
Kolejne dni marszu znacznie weryfikują moje plany. Po początkowej
euforii przyszły chwile zwątpienia. Upał, pot spływający ze skroni,
burza z piorunami, przemoczone buty, otarcia, ból mięśni, wszystko to
odbierało wiarę w powodzenie wędrówki. Ale były to tylko chwile, które
znikały szybciej niż się pojawiały, a w sercu zagościło uczucie
szczęścia i ciekawość kolejnego dnia. Wiem….,że trzeba iść dalej, nie
poddam się, dam radę.
Nie zdawałem sobie sprawy, że
obcowanie z naturą przynosi tyle radości, że każdy krok okupiony potem i
niejednokrotnie bólem potrafi przerodzić się w coś wspaniałego. Piękno
polskich gór zachwyca, skrywa w sobie pewien mistycyzm. Jakże wspaniale
było maszerować o świcie, podziwiać wschodzące słońce, rosę wśród traw,
zapach łąk wieczorną porą, wpatrywać się w szczyty na horyzoncie, które
niedawno przemierzyłem albo w te, które dopiero zdobędę. W takich
chwilach każda wątpliwość, która była wcześniej, znikała, a pojawiała
się radość życia, o którą czasami tak trudno.
Napotykam
na ścieżkach wiele miejsc upamiętniających bohaterstwo ludzi walczących
o wolną Polskę. Pomniki, epitafia poświęcone tym, o których wielu
zapomniało. Wspaniale było spojrzeć na osnute mchem głazy, wyryte w
kamieniu nazwiska i otulające je biało – czerwone szarfy.
Beskid Sądecki przyniósł ze sobą wzruszenie związane ze wspomnieniem o
Janie Pawle II. Ścieżki, po których stąpał, miejsca upamiętniające Jego
górskie wędrówki, sprawiły, że niejednokrotnie łzy spływały po mojej
zmęczonej twarzy. Teraz już wiem, dlaczego tak kochał te miejsca…
Bieszczady. Początkowe wątpliwości, że może się nie uda przejść
całego szlaku, były odległą przeszłością, już o nich zapomniałem…
Docieram na Połoninę Wetlińską, Caryńską, zachwycam się ich pięknem.
Zaczarowały mnie urokiem falujących wiatrem traw, nieograniczoną
przestrzenią, wolnością, a zarazem dziwną tęsknotą, którą niosą w sobie.
Nie wiem, co w nich zostawiłem, co utraciłem, a co zyskałem, mam
wrażenie, że spotkałem tam Bieszczadzkiego Anioła, który towarzyszył mi i
czuwał nade mną podczas wędrówki…
5 sierpnia –
Wołosate. Radość przepełnia moje serce, udało się! Szesnaści dni,
szesnaście wspaniałych dni, pełnych przygód, walki z własnymi
słabościami. Dni wypełnionych rozmowami z ludźmi napotkanymi na
ścieżkach, którzy w podobny sposób jak ja odczuwają przyrodę, którzy
podobnie jak ja realizują siebie. Jednocześnie czuję żal, że nie będzie
porannej pobudki, całodziennej wędrówki i głębokiego snu po zmęczeniu,
ale jedno wiem, to nie koniec, to początek nowej drogi… trzeba iść, biec
przed siebie, upadać, podnosić się…trzeba iść…
Rotmistrzu! Melduję, że zadanie zostało wykonane! Twój wierny druh – Krzyś.