kz

kz

sobota, 3 grudnia 2016

                  Główny Szlak Beskidzki





























































W HOŁDZIE ROTMISTRZOWI PILECKIEMU

21 sierpnia, Ustroń, ciepły, letni poranek, rozpoczynam wędrówkę Czerwonym Szlakiem Beskidzkim. Optymizm i radość rozpiera moje serce. Myśli krążą po głowie, rozum każe wątpić, a serce jest pełne nadziei i każe iść, wręcz biec przed siebie, przemierzać kilometr za kilometrem.
Mam cel, uczczenie wspaniałej osobowości - Rotmistrza Witolda Pileckiego, człowieka, dla którego wolna Polska była najważniejsza. Oddał za nią najcenniejszy dar – życie, ale zyskał znacznie więcej, zyskał pamięć potomnych. Swoim marszem złożyłem mu hołd, chcę, by pamiętano, gdyż ludzie, którzy żyją w naszych sercach, nigdy nie umierają.
     Kolejne dni marszu znacznie weryfikują moje plany. Po początkowej euforii przyszły chwile zwątpienia. Upał, pot spływający ze skroni, burza z piorunami, przemoczone buty, otarcia, ból mięśni, wszystko to odbierało wiarę w powodzenie wędrówki. Ale były to tylko chwile, które znikały szybciej niż się pojawiały, a w sercu zagościło uczucie szczęścia i ciekawość kolejnego dnia. Wiem….,że trzeba iść dalej, nie poddam się, dam radę.
      Nie zdawałem sobie sprawy, że obcowanie z naturą przynosi tyle radości, że każdy krok okupiony potem i niejednokrotnie bólem potrafi przerodzić się w coś wspaniałego. Piękno polskich gór zachwyca, skrywa w sobie pewien mistycyzm. Jakże wspaniale było maszerować o świcie, podziwiać wschodzące słońce, rosę wśród traw, zapach łąk wieczorną porą, wpatrywać się w szczyty na horyzoncie, które niedawno przemierzyłem albo w te, które dopiero zdobędę. W takich chwilach każda wątpliwość, która była wcześniej, znikała, a pojawiała się radość życia, o którą czasami tak trudno.
      Napotykam na ścieżkach wiele miejsc upamiętniających bohaterstwo ludzi walczących o wolną Polskę. Pomniki, epitafia poświęcone tym, o których wielu zapomniało. Wspaniale było spojrzeć na osnute mchem głazy, wyryte w kamieniu nazwiska i otulające je biało – czerwone szarfy.
      Beskid Sądecki przyniósł ze sobą wzruszenie związane ze wspomnieniem o Janie Pawle II. Ścieżki, po których stąpał, miejsca upamiętniające Jego górskie wędrówki, sprawiły, że niejednokrotnie łzy spływały po mojej zmęczonej twarzy. Teraz już wiem, dlaczego tak kochał te miejsca…
      Bieszczady. Początkowe wątpliwości, że może się nie uda przejść całego szlaku, były odległą przeszłością, już o nich zapomniałem… Docieram na Połoninę Wetlińską, Caryńską, zachwycam się ich pięknem. Zaczarowały mnie urokiem falujących wiatrem traw, nieograniczoną przestrzenią, wolnością, a zarazem dziwną tęsknotą, którą niosą w sobie. Nie wiem, co w nich zostawiłem, co utraciłem, a co zyskałem, mam wrażenie, że spotkałem tam Bieszczadzkiego Anioła, który towarzyszył mi i czuwał nade mną podczas wędrówki…
       5 sierpnia – Wołosate. Radość przepełnia moje serce, udało się! Szesnaści dni, szesnaście wspaniałych dni, pełnych przygód, walki z własnymi słabościami. Dni wypełnionych rozmowami z ludźmi napotkanymi na ścieżkach, którzy w podobny sposób jak ja odczuwają przyrodę, którzy podobnie jak ja realizują siebie. Jednocześnie czuję żal, że nie będzie porannej pobudki, całodziennej wędrówki i głębokiego snu po zmęczeniu, ale jedno wiem, to nie koniec, to początek nowej drogi… trzeba iść, biec przed siebie, upadać, podnosić się…trzeba iść…
      Rotmistrzu! Melduję, że zadanie zostało wykonane! Twój wierny druh – Krzyś.