kz

kz

Denali 2014


 Przygotowania

 Wyprawa na Denali.Do każdej wyprawy trzeba się dobrze przygotować,a w szczególności to takiej góry jak Denali.Mam świadomość że nie mogę być dla grupy obciążeniem i jej opóźniać dla tego przykładam wielką wagę do przygotowania kondycyjnego.Zresztą to już wcześniej opisywałem.Lecz Denali to nie byle jaka góra,to prawdziwe wyzwanie.Najwyższa góra Ameryki Północnej  wznosi się na wys.6194m.n.p.m.Słynie z arktycznych mrozów i częstych burz śnieżnych.Wiatry potrafią wiać z prędkością 160 km/h,a  w połączeniu z czterdziesto stopniowym mrozem  jest prawdziwym wyzwaniem.Jeżeli Bóg nie ma co do nas innych planów wylatujemy 28 maja do Anchorage na Alasce a następnie udamy do wrót Denali National Park skąd po zaopatrzeniu wylądujemy na lodowcu Kahitlna 2200m.n.p.m i tam rozpocznie się walka o szczyt.Denali z korony ziemi pod  względem trudności wspinaczkowej ustępuje jedynie  Everestowi  i jest porównywany często ze zdobyciem siedmio-tysięcznika w Himalajach.Proszę wszystkich o trzymanie kciuków za nas i naszą wyprawę.Jednocześnie dziękuję wszystkim sponsorom z Nowej Rudy którzy mnie wspierają finansowo tj.Firmie ZPAS-Group  ,Firmie Matplast systemy okienne,Biurze Turystycznemu Janusz,Agencji Ochrony K2.Sponsorowi Medialnemu Stanisławowi Mróz i jego redakcji gazety NOWORUDZIANIN.Jak również dziękuję za wsparcie miasta Nowej Rudy ,Annie Czerwińskiej oraz PTTK Gwarków Noworudzkich.




 Denali-zwyciężyć znaczy przeżyć

 Po długich i wyczerpujących bo prawie rok od ostatniej wyprawy na Kilimandżaro nadszedł wreszcie ten wymarzony dzień wylotu na Mc-Kinley Expedition 2014.Czy wiecie że Mc Kinley był prezydentem USA zamordowanym przez Polaka.Ale to tak na marginesie. Ekipa składała się z 8 osób.Zbyszek -kier.wyprawy,Monika,Agnieszka z mężem Maćkiem,Karolina,Janusz,Paweł no i ja.Wśród tych osób aż trzy zdobyły Mt.Everest,tak że jestem w doborowym towarzystwie.Była środa 28.06-lotnisko Chopina w Warszawie.Jestem bardzo podekscytowany.Nie jesteśmy jedyną grupą która leci na Denali,ponieważ jest również grupa Kobry,a wśród nich Olga dzielna dziewczyna z którą zdobywałem Mt.Blanc.Odprawa przebiegła szybko i bez komplikacji.Czas rozpocząć przygodę.Po prawie 30-godzinnym locie przez Frankfurt i Hiuston wylądowaliśmy w Anchorage. To może śmieszne ale czułem się dziwnie,nie chciało mi się wierzyć że tu jestem.Ale to nie był sen.Cały majdan zapakowaliśmy do taxi i udaliśmy się do Arctic Hostel na przedmieściach Anchorage.Na miejscu czekała na nas Monika z Januszem którzy przylecieli dzień wcześniej.Po przespanej nocy z niecierpliwością dzieci rwaliśmy się do wyjazdu do Talkeetna,miejscowości u wrót Denali Park.Zanim to jednak uczynimy musieliśmy zrobić zaopatrzenie w żywność liofilizowaną,kartusze z gazem i wiele innych rzeczy potrzebnych do expedycji,których nie zabraliśmy z kraju.Na drugi dzień w godzinach rannych wyjechaliśmy do Talkeetna.Podróż trwała ok.3-godz.Zauważył że życie chyba tutaj nie należy do łatwych.Mijamy bezkresne połacie Alaskańskiej ziemi,nie jest to zupełne bezludzie ponieważ gdzie nie gdzie można zauważyć pojedyncze zabudowania.Ok.godz.13.00 dotarliśmy do Talkeetna.Kierowca przywiózł nas na miejsce zakwaterowania,które w naszym mniemaniu było drewnianą szopą z drewnianymi pryczami na dodatek upchaną na maxa ludźmi.Nie spodobało nam się to,dlatego znaleźliśmy inny Hostel.Może to nie był Hilton ale porównując tak można było się czuć.Po zakwaterowaniu udaliśmy się na rekonesans.Niestety informacje jakie tego dnia otrzymaliśmy nie były optymistyczne ponieważ pogoda w rejonie Denali była bardzo zła.Samoloty które transportują na lodowiec od kilku dni nie mogły startować.Ale to jeszcze nie był powód do zmartwień,mieliśmy jeszcze dużo czasu i liczyliśmy że sytuacja ta szybko się zmieni.Góry to specyficzne miejsce gdzie trzeba mieć cierpliwość i i umieć czekać.Wykorzystując wolny czas postanowiliśmy poznać Talkeetna.Jest to miejscowość zamieszkałą przez niespełna 900 osób u zbieg 3-ch rzek-Susitna,Chulitna i Talkeetna.Miejscowość ta została założona na początku XX wieki.w1919r. Spqcerując po Talkeetna nie sposób nie wstąpić na miejscowy cmentarz na którym znajduje się pamiątkowa tablica uwieczniająca wspinaczy którzy zgineli na Denali.Jest w śród nich 35-letni Polak-Piotr Jankowiak.W centrum znajdują się liczne sklepy z pamiątkami oraz bary.Troszkę zgłodnieliśmy od tego spacerku więc postanowiliśmy skorzystać z meni jednego z nich,a były w nim potrawy z ryb,łosia oraz renifera.Jednak najbardziej popularnymi okazały się Hamburgery z frytkami. Resztę dnia wykorzystujemy na rejestrację oraz obowiązkowe szkolenie u Rangersów.Władze parku bardzo poważnie restrykcyjnie podchodzą do ochrony środowiska.Krokami które temu służą jest ograniczona liczba wspinaczy do niepełna 1200 rocznie.Wszelkie odpady należy zabierać z powrotem,a na potrzeby WC otrzymaliśmy Pojemniki z numerowanymi workami które należy wyrzucać do szczelin lodowcowych.Po zakończeniu pozwoliłem sobie w imieniu Burmistrza oraz miasta Nowej Rudy przekazać Rangersom pamiątkową książkę o Nowej Rudzie. Byli bardzo mile zaskoczeni i usatysfakcjonowani z tego powodu. Następnie udaliśmy się do Talkeetna Air Taxi z nadzieją że usłyszymy pozytywne informacje o lotach na lodowiec.Niestety warunki są wciąż fatalne,a na lodowcu czeka wciż ok.200 wspinaczy na powrót do świata,tym bardziej że brakuje im już jedzenia.Ekipa lotniska zapewniła nas że jak pogoda się poprawi szybko nas zawiadomią i przetransportują .Z tą myślą wróciliśmy do hostelu,stwierdzając że nie ma co się denerwować i wolny czas wykorzystujemy na rozdzielenie prowiantu oraz sprzętu.Byliśmy gotowi i czekaliśmy na walizkach,,hehehehehe raczej na plecakach.Była niedziela,w związku z tym postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę w głąb alaski pociągiem wycieczkowym ALASKA ROILROAD z Talkeetna do Hurricane.Ta ponad siedmiogodzinna podróż pozwoliła ujrzeć potęgę oraz surowość tej ziemi.Urzekły mnie nurty wielkich rzek niekończące się obszary leśne,bagna po których brodziły łosie. Po powrocie do Talkeetna spotkaliśmy grupę Kobry od której otrzymaliśmy bardzo pozytywne wieści o wznowieniu lotów.Budząc się w poniedziałek nadsłuchiwaliśmy samolotów i i spoglądaliśmy w niebo.Okazało się że jest dobrze,bo otrzymaliśmy info byśmy się szykowali.Wszystkie bagaże musieliśmy zważyć oraz oznaczyć metkami z nazwą expedycji.Po załatwieniu wszystkich formalności w tym opłaty (500 $ za lot w obie strony od osoby)pozostało nam czekać na hasło lotu. Czterdziesto minutowy lot,był lotem marzeń.Na wyciągnięcie dłoni miałem całą Alaskę,niekończące się last,jeziora,ośnieżone potężna góry i szczyty budzące lęk i szacunek,groźne a jednocześnie przepiękne wywoływały we mnie pragnienie zawładnięcia w mej pamięci.Na szczęście mamy aparaty i to onepozwalają nam na zapamiętanie tego piękna na zawsze.Po wylądowaniu na lodowcu Kahilta 2200 m.n.p.m i wyładowaniu sprzętu natychmiast zaoptrzyliśmy się w sanie transportowe przytroczyliśmy część naszego ekwipunku niezwłocznie ruszyliśmy w dalszą drogę.Bardzo miłym akcentem było spotkanie ziomala Artura z Ząbkowic Sl.od którego moi zapominalscy przyjaciele mogli pożyczyć parę rzeczy. Droga do obozu I była bardzo przyjemna i mało męcząca.Dzień był słoneczny i choć się kończył było wciąż jasno ale to nic dziwnego ponieważ trwał dzień polarny.Robiło się coraz zimniej ,więc szybko wykopaliśmy w śniegu miejsce i rozbiliśmi namioty i nawet przez myśl mi nie przeszło że ten dzień mógł zakończyć się tragicznie. Wiedziałem dobrze że nie należy używać kuchenek gazowych wewnątrz namiotu,jednak uczyniłem inaczej co spowodowało zapłon gazu oraz pożar namiotu.Błąd ten mógł nas kosztować najwyższą cenę.Na szczęście skończyło się na stracie namiotu opaleniu włosów i drobnych poparzeniach.Doszło również do uszkodzeń śpiwora ,rękawic oraz materaców,ale dzięki taśmie jakoś udało się to połatać.Noc spędziliśmy w pozostałych namiotach.Rano zaczeliśmy się zastanawiać co dalej.Zdawałem sobie sprawę iż kontynuacja wspinaczki bez namiotu na dłuższą metę nie miała racji bytu.Dlatego postanowiłem cofnąć się do obozu pośredniego ,gdzie nocowała trója Polaków prosząc ich o pożyczenie jednego ze swoich namiotów.Chłopaki okazali się bardzo szlachetni i pożyczyli nam jeden z trzech.Był mały ale był.Mimo dramatycznych chwil powróciła nadzieja i uśmiech. Droga do obozu I do II i IIIodbyła się bez komplikacjii bez użycia raków lecz biorąc pod uwagę niebezpieczęństwo szczelin musieliśmy być zabezpieczeni liną asekuracyjną. W obozie III odczułem bardzo niepokojące objawy otarć na pięcie.Niestety buty Millety były rewelacyjne ale nowe.Ból był bardzo dokuczliwy i powodował osłabienie.Próbowałem jakoś temu zaradzić lecz już było za późno ,rana była zbyt duża..Mimo tego nie poddawałem się i dotrzymywałem kroku grupie. W czwartek czekała nas bardzo trudna i wyczerpująca trasa z obozu III na 3350m do obozu IV na 4330m.Niestety z przyczyn sobie tylko znanych z dalszej wspinaczki zrezygnowała Agnieszka z Maćkiem. Droga którą mieliśmy do pokonania była na tyle niebezpieczna że wymagała użycia całego sprzętu jaki posiadaliśmy tj,liny,czekany oraz raki. i mimo że pozostawiliśmy za sobą śnieżne depozyty wciąż musieliśmy ciągnąć za sobą załadowane sanie a na plecach nieść plecaki.Grzęźliśmy w śniegu,wpadaliśmy w niewielkie szczeliny,sanie nam się osuwały i wywracały,byliśmy wyczerpani.Była godz,21.00..Zbyszek stwierdził że nie ma sensu dalej iść i musieliśmy rozbić obóz pośredni na 0k.4100 m.p.m..Śpieszyliśmy się z rozkładaniem namiotów ponieważ z minuty na minutę robiło się coraz zimniej.Po zjedzeniu kolacji i napełnieniu termosów z piciem poszliśmy spać.W środku nocy obudził mnie przenikliwy ból palców u nóg.Zastanawiałem się jak to możliwe skoro mam śpiwór i botki puchowe,a palce mi przemarzły.Po śniadaniu i znacznym wypiciu płynów + w celu przeciwdziałaniom odwodnieniu organizmu wyruszyliśmy do obozu IV na 4330.m.n.p..Pogoda była piękna,lecz 1000 m wyżej nie było tak różowo.bo -30 i wiatr 120km/h.Liczyliśmy że szybko to się zmieni.Nie spodziewaliśmy się że potrwa to aż prawie tydzień czasu.Czekając na poprawę pogody życie na 4300 metrach n.p.m upływało na treningach aklimatyzacyjnych polegających na wchodzeniu np,na 4800 i zejściu do bazy.czytaniu książek,spacerowaniu,poznawaniu ludzi jeździe na sankach oraz na szykowaniu posiłków i czekaniu na poprawę pogody.Ale ileż można czekać jeśli tego czasu jest nie za wiele.Jest 12 czerwca a bilety powrotne z Anchorage mamy na 15-go.Mija szósty dzień jak pogoda nie pozwala ruszyć nam w dalszą drogę.Jestem nie wyspany,a mój spręż też jest mocno nadszarpnięty.Pocieszającym aspektem jest to że przez ten tydzień rana na pięcie w miarę się zagoiłaoraz to że wiem że nie należy spać w skarpetach bo powodują uciski i potliwość co powodowało u mnie przemarzanie palców.Wieczorem otrzymaliśmy pozytywne informacje pogodowe na piątek.Prognozy okazały się prawdziwe i po spakowaniu ruszyliśmy do High Camp na 5240 m.n.p.m.Tego dnia obóz opustoszał,kilkadziesiąt osób ruszyło w górę.Dzień zapowiadał się bardzo optymistycznie.Prognozy zapowiadały-25,wiatr 20/30km/h i bez opadów.Nic tylko się cieszyć iść w górę.Po kilku godzinach dotarliśmy do poręczówek.Było to miejsce bardzo oblodzone i wymagało użycia jumara,urządzenia zaciskowego umożliwiające wspinanie po pionowo przymocowanej liny.Byłem mocno zmęczony lecznie traciłem woli.Mimo że palce z zimna tak mnie bolała za aż musiałem użyć elektronicznego podgrzewacz.Miałem przy sobie jeszcze chemiczne ale pomyślałem że może być gorzej i wtedy mi się przydadzą.Po ok.20 min.dotarłem do grupy.Patrzyłem na nich i widziałem że jest coś nie tak.Pogoda się psuła i już wiedzieliśmy że decydując się iść dalej nie zdążymy na lot powrotny z Anchorage.Monika z Januszem postanowili zostać,a reszta w tym i ja podjeła decyzję o powrocie.Decyzja nasza była pokierowana względami ekonomicznymi ponieważ kontynuacja wiązała się z koniecznością wykupienia nowego biletu lotniczego za ok.3000złotych. Klamka zapadła ,zawróciliśmy do obozu IV.Rano udaliśmy się w 10-cio godzinną drogę na lodowiec Kalhitna skąd nas w sobotę odebrało Talkeetna Air Taxi.Wyprawa ta stała się dla mnie cennym doświadczeniem i jeśli kiedyś tam wrócę na pewno to wykorzystam.Po za tym ujrzałem piękne miejsca i poznałem ciekawych ludzi co jest dla mnie bezcenne. Już w kraju dowiedziałem się że Monika z Januszem w niedziele 15 czerwca weszli na szczyt.






SPONSORZY

      

      




PATRONI 



    


WSPARCIE 

Anna Czerwińska




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz